Poranek był cudowny. Słońce prażyło, a my nie dowierzaliśmy doniesieniom o siąpiącym deszczu w Krakowie. Cieszyliśmy się, że jesteśmy właśnie tu, w Bieszczadach, aż ktoś pomyślał głośno, że z zachodu może coś nadejść. I faktycznie, zanim przekroczyliśmy granicę lasu poczuliśmy na własnej skórze spadające krople zwiastujące niepogodę. Jeszcze przez kilkadziesiąt minut mogliśmy cieszyć oczy rozległymi widokami na wschodnią część Bieszczad. Zza Tarnicy nadciągała chmura i skryła nas w sobie. Nie mogliśmy podziwiać panoram ze szczytu Halicza. Za to byliśmy świadkami czegoś zupełnie nieoczekiwanego i bardzo wzruszającego. Ot, magia szlaku...
Autor: Maciej Jelonek
Skomentuj