Zasypał czas i nienawiść, zniszczyła głupota. Przepadły cerkiewne modły, zdławiły się w gardle chorały i śpiewy. Wszystko odeszło precz. Kotów powinien być wyrzutem sumienia, ale nie jest. To zapuszczony, zdewastowany w latch szęśćdziesiątych i siedemdziesiątych obiekt, wybudowany wcale nie tak dawno, bo raptem w 1923 roku, w dość ludnej wsi. Po wojnie wioska przestała istnieć, ludzi stąd wysiedlono, potem przyszli osadnicy. Założono PGR, który dawną świątynię zagospodarował na magazyn nawozów sztucznych, materiałów budowlanych. O cerkiew nikt nie dbał, nikomu w głowie były konieczne remonty, bieżące naprawy, nie mówiąc o konserwacji. Ikonostas - rozkradziono, ikony wyrzucono po prostu w błoto, albo spalono w domowych piecach. Opuszczona świątyni rozsypała się w obecną ruderę. Dzisiaj w Kotowie mieszka tylko kilka rodzin, wszyscy na niedzielne nabożeństwa podążają do odległej o kilka kilometrów Rudawki, do cerkwi św. Sawy, którą w czasach nam współczesnych zamieniono na obity nowobogacką boazerią kościół katolicki. Rozsypujące się belki nadproża, gnijący tambur, pokiereszowane okna niekogo nie obchodzą. Jeszcze rok, dwa, góra kilka lat i na zakręcie drogi do nikąd zostanie kolejne na Pogórzu cerkwisko.
Skomentuj