Porty rybackie mają coś z poezji. Przyciągają od najmłodszych lat. Będąc nad morzem na koloniach przychodziliśmy do portu i krzyczeliśmy do wpływających rybaków "rzuć Pan rybę". Co ciekawe czasem nasze pokrzykiwania okazywały się skuteczne. Potem na chwilę zakochaliśmy się w samych kutrach, pełnych linek, kołowrotków, zapachu ryb i morza. A potem była przygoda. Jakiś znajomy rybak zabrał na krótką przejażdżkę, innym razem wypłynęliśmy na całodzienne połowy dorsza. No i przyszły żagle i wielodniowe rejsy po pełnym morzu, które z portów uczyniły prawdziwą świętość…
Autor: Dariusz Świętochowski
Skomentuj