Kieleckie miasteczka mają architekturę, która nie jednego mistrza przywraca o zawrót głowy. Aby było jasne i jednoznaczne - nie z powodu finezji i wymyślnych pomysłów realizacyjnych. Budowniczymi domów w osadach na prowincji byli najczęściej szwagier z zieciem kierowani w zbożnej robnocie przez teścia. Żeby zaś cała idea mogła się zmaterializować, chłopy przed rozpoczęciem żmudnej roboty nie pogardzili poczęstunkiem na jednąm, drugą, trzecią i czwartą nogę. Efekty pomysłów i rozwiązań są widoczne gołym okiem. Ktoś kto przywykł do linii prostych, załamanych po kątem może wykwity wyobraźni tercetu czy kwartetu budowlanego kontemplować do woli.
Autor: Ryszard Biskup
Skomentuj