Dojechaliśmy i rozbiliśmy namioty. Znajomi poczęstowali nas potrawką z ziemniaków i kapusty przyrządzoną nad ogniskiem. S. położyła się, a A. i ja wzięliśmy po puszce/butelce i weszliśmy na górę. Cicha na co dzień okolica wydawała się tętnić życiem. Słyszeliśmy głośną muzykę dobiegającą z sąsiedniego obozowiska i patrzyliśmy na światła samochodów snujących się po dolinie. Ich właściciele szukali drogi na Radocynę lub do Nieznajowej. Być może niektórzy, wiedzeni fałszywymi wskazówkami elektronicznych pomagierów, z przeciwnym skutkiem próbowali skrócić sobie drogę na Ukrainę lub Słowację. Byliśmy ponad tym wszystkim i jeszcze długo nie zachciało nam się spać...
Autor: Maciej Jelonek
Skomentuj