Pewnego razu, gdy po trochę męczącej przyrodniczej sesji fotograficznej, podczas której owady nie bardzo chciały pozować mi do zdjęcia, usiadłem wreszcie w wiklinowym fotelu nagle i niespodziewanie na spodniach, na moim kolanie, pojawiła się ważka (ale jaki to dokładnie gatunek tego nie wiem). Trzymając akurat aparat w ręku sfotografowałem to stworzenie, które (chyba) polubiło mnie, bo dosyć długo byliśmy ze sobą w kontakcie.
Autor: Lech Kadlec
Skomentuj