Gdy patrzę na ciechocińskie uliczne latarnie, które w zamyśle projektantów mają przypominać te gazowe sprzed wielu, wielu lat natychmiast wracam do swojego dzieciństwa. Mieszkając w Toruniu, niejednokrotnie przecież widziałem latarnika, który jadąc rowerem, zatrzymywał się przy każdej lampie stojącej przy ulicy i pociągając haczykiem za dźwignię zapłonnika, włączał lub wyłączał ją. Lampa rozjaśniała pełnym blaskiem o zmierzchu, zaś o świcie gasła. Jeden maleńki i niewidoczny płomyczek w lampie, płonął nieustannie pełnił bowiem rolę zapalnika.
Autor: Lech Kadlec
Skomentuj