Fort VII im. Tadeusza Kościuszki w Toruniu zbudowany w latach 1879 1883 przez Prusaków, dziś jest Miejscem Pamięci Narodowej, ale w czasie II wojny światowej przetrzymywano tu ponad 1500 polskich i żydowskich obywateli mieszkańców Torunia oraz pobliskich miast i wsi; większość z nich wywieziono stąd na Barbarkę do pobliskiego lasu, gdzie zostali straceni.
Gdy we wrześniu 1939 roku w Polsce wybuchła II wojna światowa, zgodnie z akcją eksterminacyjną, nazwaną przez Hitlera politycznym oczyszczeniem gruntu (politische Flurbereingung), niemiecka mniejszość narodowa zamieszkująca przedwojenne terytorium Rzeczpospolitej, natychmiast po wkroczeniu do Torunia (7 września 1939 r.) oddziałów Wehrmachtu, uruchomiła paramilitarną formację Selbstschutz i przystąpiła do rozprawienia się z Polakami elitą intelektualną, polityczną, ekonomiczną, a także z osobami, do których członkowie tej formacji żywili jakąś osobistą nienawiść, czy chociażby tylko uraz. Jego przywódcą na miasto Toruń i powiat toruński, został były SS-Sturmbannführer Hellmuth Curt (Kurt) Zaporowicz syn toruńskiego urzędnika sprzed I wojny światowej; zmienił on potem polskie nazwisko i przyjął panieńskie swojej matki Görz, a to nastąpiło już 30 grudnia 1939 roku (czy zrobił to w obawie przed poniesieniem kary za swoje zbrodnie?). W dniach 13 15 września przystąpiono do masowych aresztowań, nie tylko polskiej, ale i żydowskiej społeczności, a 15 października pojawił się w Toruniu przywódca okręgu pomorskiego (północnego) Selbstschutzu Ludolf Alvensleben (a właściwie: Ludolf-Hermann Emmanuel Georg Kurt Werner von Alvensleben), zwany Bubi von Alvensleben jak się później okazał zbrodniarz wojenny (syn generała-majora Ludolfa von Alvenslebena), który dotychczas był pierwszym adiutantem Heinricha Luitpolda Himmlera, i to on był odpowiedzialny za eksterminację Żydów w Europie; na wielkim apelu w Teatrze Miejskim (dziś Teatr im. Wiliama Horzycy) podburzał do mordów, mówiąc:
Nie zapomnimy nigdy wdzięczności dla naszej niemieckiej armii, która wywalczyła z powrotem tę prastarą niemiecką ziemię. Nie zapomnimy nigdy krzywd, jakie nam wyrządzono na tej niemieckiej ziemi. Czyny takie mógł popełnić tylko ten, kto należy do niższej rasy. Jeżeli wy, moi ludzie z Selbstschutzu, jesteście mężczyznami, to żadnemu Polakowi w tym niemieckim mieście nie przyjdzie więcej na myśl mówić po polsku. Miękkością i słabością nigdy jeszcze niczego nie zbudowano. Musicie być nieubłagani i usunąć wszystko, co nie jest niemieckie. Zdawać sobie musicie jednak również sprawę z tego, że nie masa narodu polskiego, lecz inteligencja polska podszczuwała do tej wojny. Tu właśnie należy szukać duchowych podżegaczy do tej wojny.
I w dniach 15 17 października, przy pomocy Gestapo i żołnierzy Wehrmachtu, aresztowano około 1200 osób księży, nauczycieli, prawników, lekarzy, harcerzy, urzędników i bardziej aktywnych w okresie międzywojnia społeczników oraz zamożnych Polaków członków Polskiego Związku Zachodniego. Aresztowań dokonywano nie tylko w Toruniu, ale i w całym toruńskim powiecie, jak w dniach 9 10 listopada, kiedy to odbyły się kolejne aresztowania i pod groźbą surowych kar, nakazywano stawienia się w wyznaczonym miejscu i o odpowiedniej porze, w celu przeszkolenia lub wzięcia udziału w naradach albo jak to miało miejsce w Chełmży dwutygodniowego kursu, a więc należy ze sobą zabrać m.in. koc i bieliznę na zmianę, pieniądze i wyżywienie na czas szkolenia. Ten szczególny fortel zastosował Botho Eberhardt z chełmżyńskiego Ortsführer Salbstschutzu. Nie podejrzewając żadnego podstępu ze strony władz niemieckich, wszystkich, którzy się stawili, przetransportowano do toruńskiego Fortu VII, ale wielu z nich nawet nie dotarło do celu (po drodze zostali zamordowani); do tego fortu przewożono również osadzonych wcześniej w mniejszych obozach Selbstschutzu: w Lipnie, Rypinie i Brodnicy. W transporcie tym znalazł się m.in. ks. Wojciech Gajdus, który swoje wspomnienia z czasów niemieckiej okupacji, także z pobytu w Forcie VII, opisuje w książce pt. Nr 20998 opowiada, wydanej przez Muzeum Stutthof w Sztutowie. Autor urodził się w Papowie Toruńskim, ale swoją posługę kapłańską do chwili aresztowania pełnił w parafii Nawra pod Chełmżą i wraz z innymi księżmi, chociaż byli tam też adwokaci, rolnicy, kolejarze, rzemieślnicy i kupcy po aresztowaniu przez Niemców, wywieziony został do Torunia. Stąd przewieziono go do obozu w Stutthof, a potem do Oranienburgu pod Berlinem. Udało mu się przeżyć gehennę wojenną i doczekać wyzwolenia kraju, dzięki ucieczce i ukrywaniu się u dobrych ludzi.
Na zdjęciu: Fragment jednego ze schronów w kompleksie Fortu VII.
Autor: Lech Kadlec
Skomentuj