Ileż to razy będąc w Tatrach wypatrywaliśmy niedźwiedzia. Marzyliśmy o spotkaniu z tym największym polskim drapieżnikiem od zawsze. W Bieszczadach, Tatrach Zachodnich zapuszczaliśmy się w najdziksze leśne ostępy... nasłuchiwaliśmy, wietrzyliśmy zapachy, wstrzymywaliśmy oddechy. I nic... Gdy w tegoroczny czerwcowy poniedziałek wyruszaliśmy na Czerwone Wierchy liczyliśmy tylko i wyłącznie na stada kozic. To było tuż przed Bożym Ciałem i w górach nie było niemal nikogo. Najpierw spotkaliśmy świstaka, potem kozicę z małymi, a gdy minęliśmy Pośredni Wierch Goryczkowy, na czerwonym graniowym szlaku, zobaczyliśmy JEGO! Jak gdyby nigdy nic szedł w naszą stronę, by po chwili skręcić i ruszyć w dół na słowacką stronę. To było jedno z najwspanialszych przeżyć jakiego doświadczyliśmy w naszych podróżach...
Autor: Szymon Narożniak
Skomentuj