Wyprawa w góry, to szalenie niebezpieczne przedsięwzięcie. Samotny wędrowiec narażony jest na przeróżne niebezpieczeństwa. Może spotkać na przykład rozwścieczonego jelenia. Albo jelonka. Nie wiadomo, co gorsze. Za każdym zakrętem może czaić się zło w najczystszej postaci. Na przykład oddział szalonych listonoszy z pewnego dużego małopolskiego miasta. Chłopaki urządzili sobie ze szczytu Lubonia Wielkiego tradycyjne miejsca celebrowania różnych ważnych wydarzeń. Kiedy przytrafi się im coś dobrego, pakują sprzęty i ładują się w góry. Po drodze jednak, nie omieszkają masakrować bogu ducha winnych turystów. Dysponują bardzo groźnym arsenałem w postaci baterii przepysznych nalewek z kawy, z cytryny i nie tylko (cytryna ze swojego ogródka, na własnej piersi wyhodowana jak twierdzą). Kto się na nich natknie na szlaku, jest narażony na przykre konsekwencje o poranku. Szczęściem, rześkie górskie powietrze znakomicie niweluje kociokwik. Wiem, bo przekonałem się na własnej skórze!
Autor: Maciej Jelonek
Skomentuj