Werra to mała rzeczka, gdzieś za naszą zachodnią granicą, która użyczyła swej nazwy bodaj jedynemu aparatowi produkowanemu przez firmę Carl Zeiss. Zabieram go na wycieczki, od kiedy przekonałem wuja, żeby mi go pożyczył. Dynda mi na szyi, jak po Beskidzie łażę. Mógłby zrobić karierę w wywiadzie, większość ludzi i tak bierze go za Zenita. Sam pieszczotliwie nazywam go Germańskim Oprawcą, aby odróżnić go od Ruskiego Szpiega, czyli Smieny (albo Smeny - jak kto woli). Byłem ciekaw jak ten mały, ciężki drań poradzi sobie z panoramą. Mnie się podoba. Widok z Lubonia Wielkiego - oczywiście!
Autor: Maciej Jelonek
Skomentuj