Jego sylwetkę widać ze wszystkich okolicznych wzgórz, z drogi prowadzącej do Leska i do Sanoka. Mijaliśmy go zawsze zmierzając w Bieszczady. Kiedy autobus wspinał się serpentynami w stronę gór wyciągaliśmy głowy, aby jeszcze przez chwilę popatrzeć w jego kierunku. To była nasza brama do wielkiej przygody. Grób Nieczui, otoczony z trzech stron przez wody Osławy zagórski karmel był początkiem naszej wędrówki. Romantycznym, pełnym legend i zakamarków miejscem, gdzie rodziły się nasze marzenia...
Autor: Mirek Pruchnicki
Skomentuj