Na skraju solińskiego deptaka, niemal "tuż nad jeziorem", obok smażalni ryb, w której serwują chyba najgorszą pod słońcem kawę, przesiaduje miejscowy grajek. U jego stóp równie miejscowy clown. Razem tworzą intrygujący duet, zapadający w pamięć raczej jako lokalna osobliwość, bo naszemu muzykowi talentu odmówić... można. Urokliwe rzępolenie, wszak koncert odbywa się na kilka instrumentów, turystom zdecydowanie się podoba. Świadczą o tym drobne datki zasilające budżet solińskiej orkiestry. I jak tu się nie zauroczyć?
Autor: Aleksandra Białas
Skomentuj