Dawna cerkiew pelni - jak to w Beksidach - funkcję koscioła parafialnego pod wezaniem św. Maksymiliana Kolbe, a nowy już murowany i pokryty blachą budynek kościoła usytuowano tuż, tuż za ostatnim węgłem drewnianej świątyni. Parafia grekokatolicka rozpłynęła się w niebyt w tym nieszczęsnym dla Łemków, pamiętnym roku czterdziestym i siódmym. Ludzi wysiedlono, w opustoszałej wsi pozostał tylko proboszcz ks. Jan Wysoczański. Przymuszony przez sytuację, osamotniony, pozbawiony dotychczasowych wiernych duchowny, podpisał z przymusu ugodę z nowymi władzami i zgodził się odprawiać nabożeństwa w obrządku łacińskim dla tych, którzy na pogórze zjeżdżali zachęcani rozwijanymi przez notabli z Jasła i Rzeszowa perspektywami. Zaczynało sie nowe życie, powoli odbudowywano strukturę zagubionej w dolinie wioski. Po odwilży roku 1956, gdy najpierw niechętnie, ale później coraz szerzej zmieniono kanony polityki wyznaniowej i zezwolono wypędzonym wrócić w rodzinne strony, do Krempnej przesiedlili się na powrót Łemkowie, których wygnano w koszalińskie, na Mazury, w dolnośląskie. Ksiądz Jan wrócił więc do obrządku unickiego, a dla wyznawców kościoła rzymskokatolickiego uruchomiono w Krempnej filię parafii z Desznicy.
Autor: Ryszard Biskup
Skomentuj