Jedna z legend związana z Twierdzą Osowiec....
UKRYTY SKARB
Twierdza Osowiec wśród wielu tajemnic, skrywa też niejedną, związaną z mniejszym lub większym skarbem. Przez przeszło sto lat przewinęło się tu dziesiątki tysięcy żołnierzy i innych osób. Była ona milczącym świadkiem dwóch wojen światowych i walk w 1920 r. - każdy przysłowiowy metr ziemi na terenie tej warowni jest przeorany pociskami i splamiony krwią ludzi w mundurach. Ginęli oni w większości bezimiennie. Wiemy tylko, że byli to między innymi Rosjanie, a nawet Włosi.
Niżej opisane zdarzenie miało miejsce podczas pierwszej wojny światowej, w sierpniu 1915 roku. Po prawie rocznej, dzielnej obronie twierdzy, załoga rosyjska otrzymała rozkaz jej opuszczenia. Ewakuacja odbywała się głównie szosą prowadzącą do Grodna. Część żołnierzy miała za zadanie przedostania się w głąb Rosji linią kolejową prowadzącą przez Białystok. Niektórym nawet - udało się.
Niestety, w krótkim czasie. Niemcy opanowali okolice Knyszyna. Została odcięta dogodna droga ucieczki. Los sprawił, że w tym czasie w rejonie miasteczka przebywał jeden z pułków broniących wcześniej Osowca. Został on zmuszony przez wojska niemieckie do odwrotu. W grupie uchodzących z tego miejsca znalazł się pewien rosyjski żołnierz, który wiózł bryczką czterech oficerów sprawujących pieczę nad kasą pułku.
Jechali okrężną trasą, wybierając przeważnie leśne bezdroża. Przez dłuższy czas ich podróż przebiegała bez większych problemów. Dopiero parę kilometrów za Laskowcem dało się słyszeć odgłosy przybliżającego się frontu. Kanonada artyleryjska wywołała zdenerwowanie wśród oficerów. Zaczęli coś do siebie szeptać. Po krótkiej naradzie podjęli, jednomyślną decyzję zsadzili woźnicę i nakazali mu czekać w przydrożnych krzakach. Sami odjechali w kierunku lasu.
W międzyczasie szrapnele poczęły rozrywać się coraz bliżej. Woźnica nie wiedział co ma robić. Na szczęście po kilkunastu minutach ujrzał ponownie przełożonych. Wracali już bez skrzyni. Nie dane mu, jednak dalej z nimi podróżować. Na jego oczach jeden z pocisków trafił w bryczkę, do której weszli oficerowie - wszyscy zginęli gwałtowną śmiercią. On sam długo jeszcze błąkał się po bagnach, aż wreszcie dotarł do swoich. Tam zdał relację z przebiegu zdarzenia. O mały włos nie oskarżono go o kradzież rubli. Jednakże udało mu się wyjść z tej opresji cało.
Minęło wiele lat. Za okupacji mieszkańcy wiosek często widywali żołnierzy, którzy czegoś tu szukali. Nikt nawet nie domyślał się prawdziwego powodu. Tłumaczyli to kolejną akcją przeciwko polskim partyzantom.
Z czasem nastał całkowity spokój. Jednak na początku lat sześćdziesiątych znowu zaczęli się pojawiać obcy. Stało się to za sprawą pogłoski o skarbie, która rozpowszechnił jeden z mieszkańców wsi. Jego wiedza była oparta na informacji uzyskanej od pewnego Rosjanina, który mieszkał przez wiele dni w jego domu. Być może nie doszłyby do wyjawienia sekretu, gdyby nie przypadek. Zdarzyło się to podczas suto zaprawionej kolacji.
Ów obcokrajowiec wycierając usta, wyciągnął z kieszeni chusteczkę. Nie spostrzegł nawet, że cos upadło na ziemie. Była to kartka ze szkicem drogi i pobliskiego terenu. Zaciekawiło to gospodarza. Długo nad tym zastanawiał się, aż zebrał się na odwagę i zapytał wprost o powód posiadania takiego rysunku. Wtedy dopiero usłyszał historię o kasie pułkowej. Było w niej tyle autentyczności, że od razu zgłosił swój akces do poszukiwań. Szukali przede wszystkim w charakterystycznych punktach.
Widzieli, że kasa została zakopana z pełnym przemyśleniem. Ich zdaniem musiał tam znajdować się odpowiedni znak rozpoznawczy, choćby jakiś duży kamień, drzewo, czy coś podobnego. Niestety czas zrobił swoje. Ślady stały się nieczytelne. Z tego też powodu, po kilku dniach zaniechali dalszego kopania.
Miejsce ukrycia skarbu, pomimo wielu późniejszych prób zlokalizowania jest do dziś owiane tajemnicą. Jedynym argumentem przemawiającym za jego istnieniem są resztki rozbitej bryczki oraz śladowe informacje na temat znajdujące się w archiwach rosyjskich. Wiadomo tylko, że w kasie były ruble, a cała skrzynia ważyła dwa pudy, czyli 32,76 kg. Nawet jeśli skarb tkwi gdzieś w ziemi, to i tak tylko przypadek zapewne sprawi, że ktoś go odnajdzie.
Autor: NEMO
Skomentuj