Od kilku lat chodzę na poranny spacer przed pracą przez Park Łazienkowski. Obchodzę wokół alejkami cały park, co zajmuje mnie wraz z dojściem do pracy ok.1,5 godziny. W czasie tych kilkuletnich spacerów nigdy nic specjalnego się nie wydarzyło aż do dnia 27 października 2011 r. W tym dniu szłam nie obrzeżami parku ( jak zwykle ) ale główną parkową aleją prowadzącą do pałacu. Była godzina 6.35 i przed zmianą czasu w Łazienkach było jeszcze prawie ciemno. Cieszyłam się poranną mgiełką, szeleszczącymi liśćmi pod stopami, ciszą i spokojem. Nagle, w odległości ok. 4 m przebiegły mi przez drogę dwa stworzenia z daleka przypominające psa i kota. Pewnie pies goni kota pomyślałam sobie. Ale zastanowił mnie ciągnący się po ziemi rudy ogon. To pewnie lis jakoś to skojarzenie nie mogło do mnie dotrzeć. Skąd tu ten lis w Łazienkach? Zwierzęta przebiegły i przez chwilę był spokój. Kot wskoczył na pobliskie drzewo. Lis zatrzymał się pod drzewem. Serce mi zamarło. Boże, sama baba w środku parku, tylko lis, kot, wrony i ja. Może lis jest wściekły, może nie mogąc upolować kota rzuci się na mnie? Serce waliło mi jak opętane, nie mogłam złapać tchu. Obserwowałam z konieczności co będzie dalej. Kot siedział na drzewie, lis nie mogąc osiągnąć potencjalnej zdobyczy wycofał się w pobliskie krzaki. Odetchnęłam trochę i czym prędzej wycofałam się z miejsca spotkania. Przygoda z lisem prześladowała mnie w pracy przez cały dzień. Postanowiłam przez kilka dni zrezygnować ze spacerów i jechać tramwajem do pracy. W międzyczasie nastąpiła zmiana czasu na zimowy, już było widniej i znów odważyłam się przekroczyć bramę parku. Chodziłam już tylko głównymi alejkami i nerwowo rozglądałam się dookoła. Po pewnym czasie oswoiłam się z myślą, że pewnie już lisa nie spotkam i jak zwykle udałam się okrężną drogą wokół parku. Dziś rano w zupełnie nieoczekiwanym miejscu patrzę a na horyzoncie znów pojawił się ON. Ale jakiś spokojny i nawet nie ucieka. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Chyba mu się nie spodobałam, bo odwrócił się ode mnie i oddalił. Pomyślałam sobie, że chyba nie jest wściekły, nawet się mnie nie boi. Wydał mi się nawet na tyle sympatyczny, że z chęcią pogłaskałabym jego futerko. Pobiegłam za nim z aparatem, a chęć posiadania jego zdjęcia zwyciężyła strach. Lisek okazał się łagodny i przyjacielski. Teraz już na pewno nie będę się bała lisa w Łazienkach, a nawet z przyjemnością go zobaczę. ZOSTAŁ JUŻ MOIM ULUBIONYM KOLEGĄ.
Autor: ElaJ
Skomentuj