Cerkiew w Olchowcu ocalała cudem. Nie ma w tym stwierdzeniu ani krzty przesady. Wojenna zawierucha sprawiła, że pociski rozbiły świątynię, żołnierze podpalili całą konstrukcję, detonacja zniszczyła ikonostas. W tragicznym czterdziestym szóstym roku z wioski wysiedlono prawie wszystkich mieszkańców. Po deski ze spalonej cerkwi przyjechali do Olchowca traktorami mechanicy z Miejsca Piastowego. Miejscowi spili barbarzyńców, a oczadziałym gorzałą, wmówili, że materiał może i zdatny do wykorzystania, ale nie nadaje się absolutnie do celów remontowych, nie mówiąc już o wykorzystaniu na budowę szop i wiat magazynowych. Wierni z Olchowca społecznym wysiłkiem naprawili szkody i w opuszczonej cerkwi gromadzili się na nielegalne spotkania liturgiczne. Paroch każdorazowo docierał pieszo lub konnym zaprzęgiem z niezbyt odległej Krępnej.
Autor: Ryszard Biskup
Skomentuj