Romantyczne czasy, potrzeba szukania silnych wrażeń sprawiły, że już w 1822 roku w ruderze na szczycie Chojnika urządzono miłą gospodę, w której można było zjeść, popić i się zdrzemnąć, o ile przyszła na to ochota. A zaraz potem wymyślono stosowną, ekscytującą legendę. W zamku miała mieszkać księżniczka Kunegunda, która miała taki kaprys, że zostanie żoną chwata, który konno, w pełnej zbroi objedzie krenelaż murów obronnych. Panna brzydka nie była, toteż amatorów wdzięku rezydentki nigdy nie brakowało. Junacy jeden za drugim walili się jednak z rumakami w przepaść. Aż przyjechał jakiś taki nieszczególny gość, mury zamkowe objechał jak należy, a na złośliwą pannę się wypiął i wrócił do domu. Co doprowadziło Kunegundę do takiej rozpaczy, że sama rzuciła się z okna zamkowego. Za to, że wyprowadziła na tamten świat licznych adoratorów pokutuje do dzisiaj. W bezksiężycową noc można gołym okiem zobaczyć błąkającą się na zamkowych murach zjawę.
Autor: Ryszard Biskup
Skomentuj