Rega to kapryśna pani, rzeka płynąca do morza meandrami, rozlewiskami, przebijająca się poprzez bagna i mokradła. Rybna jak diabli rzeka, raj dla wędkarzy polujących z kijem na pstrągi. Ale najbardziej znaną rybą jaka tędy akurat wymyśliła sobie pływać na tarliska są tłuste i smakowite łososie. Gdy zaczyna się wędrówka karmazynowych ławic, woda w rzece kipi, burzy się, wzbiera i gra wzystkimi melodiami. Bywało, że spokoju ryby pilnowali specjalnie mobilizowani żołnierze z poobliskich jedniostek, odganiając znad brzegu kłusowników wyciągających ogłupiałe ryby gołymi rękami. Miejscowi ze zgrozą opowiadają o przypadku jaki stał się udziałem napalonego smakosza, który łososie próbował chytać przy pomocy sprytnie ukrytej w nogawce portek żyłki i haczyka. Ze dwa razy się udało, ale za trzecim dorodna sztuka jaka haczyk połknęła, pociągnęła z ogromną siłą człowieka z brzegu prosto w otchałań Regi. I nieborak nie dość, że objadł się smakiem, to przeniósł się w try miga na łono Abrahama.
Autor: Ryszard Biskup
Skomentuj