Niemiecki Bernstadt nazywa się dzisiaj Bierutów ale ta nazwa ( jak przysięgają na wszystkie świętości tłukąc się kułakiem w piersi aż dudni miejscowi historycy) na sto procent nie ma nic wspólnego z partyjnym dygnitarzem zwanym pogardliwie Bolesław Otruty. Bierutów nazywał się bowiem po słowiańsku na długo przed zagarnięciem przez Prusaków i już. To zaledwie pięciotysięczna osada rozdarta między dolnośląską Oleśnicą a opolskim Namysłowem miasto przypomina raczej z nazwy, bo pokiereszowane przez krasnoarmiejców do dzisiaj nie wylizało się z wojennych ran. Ponure wrażenie robi nie tylko rynek ze szczerbatymi kamienicami, zdewastowana struktura i opustoszałe całymi tygodniami biegnące nie wiadomo gdzie i po co ulice. Osadnicy, którzy zabłądzili w te strony gdzieś spod Kalisza nie przeszczepili na nowe tereny wielkopolskiej gospodarności i zamiłowania do porządku, toteż z każdego kąta wyziera na świat przaśna pyza. W rezultacie ludzie żyją tu jak wszędzie na prowincji z nawyku i przyzwyczajenia. Dni zaś różnią się co najwyżej zdzieranymi ze ściennego kalendarza kartkami z kolejną datą&.
Autor: Ryszard Biskup
Skomentuj