Wołczyn żyje z drożdży i szkła, jest tu bowiem prywatna huta Adama Sowińskiego z Kielc ( oczywiście, że przyjaciel) a kiedyś o fortunie mieszkańców miasteczka decydował intratny handel solą. Nauczyciel miejscowego gimnazjum, w czasach pruskich wymyślił i wydrukował broszurkę w której uczenie dowodził dlaczego Wołczyn nazywa się akurat Wołczyn a nie Konstadt jak chcieli tego miejscowi notable i mniej wykształceni od naszego mędrca uczeni . Tak przy okazji - do 1945 roku to opolskie miasteczko nosiło taką właśnie nazwę. To był bowiem ( tak wynika przynajmniej z mapy wydanej w 1936 roku) Konstadt. Otóż według bakalarza, jednemu z miejscowych kupców padł czyli zdechł przy transporcie beczek z solą wół, który co nieco wcześniej ciągnął pracowicie zaprzęg. Handlarz najpierw się rozpłakał z goryczy, potem sprzedał z zyskiem cały załadowany na wozie towar , a za zarobiony tym prostym sposobem niezły grosz, założył osadę. Którą dla upamiętnienia zwierzęcia nazwał Wołczyn. Naszemu pisarzowi jakoś umknęło, że wszystko to co opowiada działo się już w terenie od dawna skolonizowanym i zamieszkałym. No, ale to jest szczegół o który nie warto kruszyć kopii. Legenda wcale nie musi zasadzać się na faktach, ma być piękna i tyle. A ta, wymyślona na potrzebę chwili - przecież jest....
Autor: Ryszard Biskup
Skomentuj