P. gna, aż miło. Kilka lat temu też tak umiałem. Dziś noszę ze sobą aparat i chowam za nim umęczone, coraz starsze oblicze. Zatrzymuję się, żeby złapać oddech, a wszyscy myślą, że znowu znalazłem coś do sfotografowania. I dobrze! Niech sobie tak myślą. S. idzie swoim tempem i sobie kontempluje. Jest spokojny, bo to on niesie nasze kanapki. Mama mu je przygotowała na drogę. Ja jestem coraz bardziej wkurzony, bo słabnę i chętnie bym coś przekąsił. Ale nie mam siły, by go dogonić. Dziewczyny czekają na mnie. Może one mnie czymś poczęstują. Dobre towarzyszki. Wspinają się pod górę i nie narzekają. Tylko pytają się dzielnie: daleko jeszcze? Ależ skąd! Jeszcze tylko trzy góry. Ciśnienie uderza mi do uszu więc nie słyszę tych wszystkich pięknych komplementów, którymi mnie raczą. Odwracają się ode mnie i ruszają dalej. Znów szukam odpowiednich ustawień w aparacie. To znaczy odpoczywam. Ale tego nikt nie wie. Mam nadzieję.
Autor: Maciej Jelonek
Skomentuj