Gdziekolwiek nie trafię, dokądkolwiek skieruję swe kroki, gdzie nie spojrzę... każdy skrawek krajobrazu ma swoją historię, swoją opowieść. A ta opowieść jest jak mickiewiczowska pieśń gminna - Arka przymierza pomiędzy dawnymi a młodszym laty... I tak... Wjeżdżając do Soc, z którejkolwiek strony, natrafimy na krzyże. Niby zwykłe, jak wszędzie. To krzyże wotywne, ustawione tutaj w czasie zarazy, która nawiedziła te tereny w 1895 roku. Śmierć siała wówczas straszne spustoszenie, a zmarłych chowano w pobliskim lesie, bo na cmentarzu w niedalekich Puchłach zbrakło miejsca. Wtedy to jeden z mieszkanców Soc usłyszał we śnie głos, który nakazał pozostałym przy życiu mężczyznom sporządzić w ciągu jednej doby kamienne krzyże i postawić je na każdym z czterech krańców wsi. Kobietom zaś nakazał połączyć owe krzyże uprzędząną w tym samym czasie nicią. Gdy to zrobili stał się cud - chorzy zostali uzdrowieni, a zaraza ustąpiła. I jak tu nie stanąć przy soceńskich krzyżach, nie zadumać się, nie puścić wodzy wyobraźni? Zwykłeż to krzyże...? A może wrota do innego świata?
Autor: Szymon Narożniak
Skomentuj