Pamiętam takie lokomotywy i do tego wagony popularnie nazywane przez nas "krowiakami", które woziły nas do Żywca , czy też Zwardonia na rajdy:) W Czechowicach Dziedzicach była jedna z większych lokomotywowni w której można było podziwiać lokomotywy wszelkiej maści. Jako dzieciaki wkradaliśmy się tam i podziwialiśmy te kolosy. Najbardziej podobało mi się urządzenie do przetaczania i odwracania lokomotyw (zmiany ich kierunku jazdy i toru).
Pamiętam z dzieciństwa taką lokomotywę jak przez mgłę... musiałam być bardzo mała. Ale wiem, przy który peron na dworcu w moim rodzinnym Grudziądzu podjeżdżała. I z tą sadzą w oku mi też coś świta ;)
Mi to samo mówiła babcia. Pamiętam przerażenie jakie mnie ogarniało, gdy parowóz wjeżdżał na peron wypluwając z siebie kłęby pary. Tak poza tym to bardzo fajne zdjęcie :)
Pamiętam, jak ojciec opowiadał mi, że nie należy wychylać się przez okno podczas jazdy pociągiem, bo może wtedy wpaść w oko kawałek sadzy. Do dziś mi się to przypomina, kiedy jadę pociągiem :-).
A ja pamiętam takie pociągi ze swojej pierwszej wycieczki do Krakowa z rodzicami:) Stały i ziały parą na stacji Kraków Płaszów.Było ich mnóstwo,my dzieciaki przestraszone,ale dzięki Ojcu wsiedliśmy dobrze,bo do Krakowa Głównego było wówczas tylko z przesiadką.I to niejedną! Dziękuję za przywołanie wspomnień z dzieciństwa i pozdrawiam świątecznie:))
Dzięki takim fotografiom powracają wspomnienia z dzieciństwa, przypomina mi się dworzec w Gnieźnie z lat sześćdziesiątych pełen stalowych rumaków ziejących parą. To były czasy!!!
Skomentuj