Stoję sobie na Perci Borkowskiego przed szóstą rano i jestem dumny jak paw. Myślę sobie o moich znajomych. Pewnie jeszcze chrapią, bo nic im się w weekend nie chce. Na przykład S. pewnie nie zdecyduje się do mnie dołączyć, tak jak twierdziła wczoraj i spędzi kolejny dzień nad książkami w krakowskim akademiku. P. i P. pewnie tulą się gdzieś do siebie w cieplutkiej pościeli i będą się tak kisić do południa, aż im się nie znudzi. M. jest w Tatrach, ale założę się, że wyleguje się gdzieś w jakimś schronisku. Tak! Na szlaku tylko ja! Taki ze mnie twardziel! Wysyłam M. zdjęcie Tatr zrobione namiastką aparatu w telefonie komórkowym. Może się jej głupio zrobi i wstanie przed dziewiątą. Zapowiada się piękny dzień, niech rozprostuje kości. /Widzę Cię/ - piszę. Po chwili krótki sygnał. Oho, myślę, pewnie M. oburzona, że tak wcześnie budzę. A to wiadomość od S., że już gotowa i że na bus do Rabki wychodzi. A potem kolejny sygnał. /I jo tys nie ślepom!;)/ - to M. przysyła zdjęcie pleców towarzyszy swoich, bo już są na szlaku od jakiegoś czasu. Tymczasem, o czym dowiem się kilka dni później, P. i P. po nocy spędzonej w przepełnionym autobusie, wysiadają gdzieś koło Szczawnicy i ruszają w Pieniny...
Autor: Maciej Jelonek
Skomentuj