Jaśka na którego w całej okolicy nikt nie powie inaczej jak - Polan rzucało po świecie. Za robotą, bo wiadomo, że w kieleckim uczciwą pracą dorobić się można zgrabnego garbu. Pobywał, pomieszkiwał, pracował to tu to tam. A jak już się narobił to wrócił pod Piekoszów i osiadł na działce przy drodze do Łosienia. Jak był w Norwegii, to na włanse oczy widział jakie cuda można zrobić z drewna. Jak się ma talent i pomysł, wszystko można wystrugać. To przysiadł na zydlu, wziął do ręki dłuto, siekierkę i zrobił ogród jakiego nikt nie ma w całej okolicy. Nad otwartą na oścież bramą przywalił dechę z wyrytym scyzorykiem napisem - \"Ranczo Jana Polana - serdecznie zapraszamy\". Pierwsza z tego zaproszenia skorzystała kielczanka, której jakoś znudziło się dotychczasowe życie w blokowisku. Tu - w Łubnie - jest cicho, spokojnie i nikt nie patrzy w postawiony na kominie garnek w którym akurat warzy się świąteczny rosół. Żona ?- pytam, a Jan zwany przez wszystkich w okolicy Polanem tylko się krzywi na taki suspens. Gdzie tam żona, żona to poszła w świat i dobrze. Teraz jest pod dachem przyjaciółka, która rozumie, że człowiek od czasu do czasu musi coś wyrzeźbić, żeby nie było nudno żyć.
Autor: Ryszard Biskup
Skomentuj