Górą szły wysokie chmurki bardzo różowe od zachodzącego słońca. Róż ten odbijał się dość ciemna farbą w wodzie i barwił także zaniepokojone listowie. W tym miejscu, trochę poniżej dwóch topól, woda rzeczki rozlewała się niespodziewanie płasko i wąskim spienionym paskiem przedzierała się w dół pomiędzy poszarpanymi blokami betonu. Tkwiła tam zburzona tama, zerwane upusty sterczały jak dłonie ciemnobrązowe, wzniesione nad szarymi masami cementu jak dziecinne klocki. J. Iwaszkiewicza \"Młyn nad Lutynią\"
Autor: Słonecznik (Maryla)
Skomentuj