Koniec podróży. Ostatni odcinek wśród włoszczowskich lasów. Miniemy jeszcze stawy hodowlane i trzeba będzie szykować się do wyjścia. Trzeba pozostać w pełnej gotowości, bo nigdy nie wiadomo czy drzwi, przy których stoimy, raczą się otworzyć. Jeśli nie, to trzeba improwizować. Szarpać się z nimi, albo biec do następnych, zanim pociąg ruszy. Mam szczęście. Moje działają bez zarzutu. Jeszcze tylko, powodowany niejasnym przeczuciem głośno krzyczę: Włoszczowa, tak, aby chrapiący mnie usłyszeli. Staję na peronie, słyszę gwizdek kierownika skladu, sygnał poprzedzający zamknięcie drzwi a zaraz po nim szybkie kroki wewnątrz pociągu i odgłos czterech zeskakujących z niego mężczyzn. Zdezorientowani robotnicy rozglądają się po stacji. Gdzie my są? pyta pierwszy drugiego.
Autor: Maciej Jelonek
Skomentuj