Urok kieleckiej prowincji. Wszechpowszechne nic. Cisza, spleen i pzygniatająca nuda. Miasto, które obejść można w pięć a jak się uprzeć to i w dwa kwadranse. Rynek, pięć wybrukowanych ulic, trzy place. Parterowa pyza, nic. Ale.... Wystarczy przyłożyć ucho do wysuszonego prze słońce, rozgrzanego ciepłem kamienia. Wystarszy podrapać paznokciem po łuszczącym się płatami tynku dowolnej chałupy, by poczuć genius loci. Nie trzeba być przesadnie wrażliwym ,by wyraźnie usłyszeć zasypany przez pamięc gwar średniowiecza.....
Autor: Ryszard Biskup
Skomentuj